Stanisława Emilia Fengler – wspomnienie z życia osoby, której przyszło spędzić dzieciństwo w latach wojennych.
Kiedy słucham wspomnień osób, które miały coś wspólnego z czasem wojennym, to zdaję sobie coraz bardziej sprawę z tego, jak nieraz błahe są nasze problemy, którymi my tak bardzo się przejmujemy. Mnie osobiście porusza bardzo historia mojego dziadka Tadeusza, który poszedł na wojnę, niedługo przed narodzinami mojej mamy Danieli. Dziadek z wojny nie wrócił a moja mama nigdy nie poznała swojego ojca.
Miałem okazję posłuchać wspomnień rodzinnych, koleżanki z młodości i rówieśniczki mojej mamy.
Pani Stanisława Emilia Fengler jest znaną osobą, w naszej społeczności lokalnej. Jest emerytowaną nauczycielką muzyki w Szkole Podstawowej nr 2 w Gniewkowie.
W rodzinie pani Fengler były duże tradycje muzyczne, gdyż kilku członków rodziny było muzykami. Można wymienić m. in. dziadka p. Fengler, który był organistą.
Mimo to bohaterka mojego artykułu, chciała zdawać na studia plastyczne. Niestety było tylko 10 miejsc, w tym 5 miejsc było zarezerwowane dla Koreańczyków.
Pierwszą pracę pani Stanisława(która z pamiętników mojej mamy bardziej jest mi znana jako Emilia), rozpoczęła w Szkole Muzycznej w Inowrocławiu. Jednak już po 3 latach, przeniosła się do SP nr 2 w Gniewkowie, w której pracowała aż do emerytury.
Głównym tematem naszych rozmów były losy rodziny pani Fengler. Z tego powodu, że moja mama Daniele znała się dobrze w młodości z panią Emilią, to pozwoliłem sobie spytać się o ten okres życia. Pozwolę sobie przywołać tylko dwa wspomnienia pani Fengler z tego okresu, który świadczy o pewnych podobieństwach ale też widać różnice, między dawną a dzisiejszą młodzieżą. Pani Fengler wspominała, że w tamtych czasach mieli „swoją paczkę”, z którą spędzali wiele czasu. Kiedyś szli ulicą. Dziewczyny szły pierwsze i deklamowały wiersz „Lokomotywa”, a z tyłu szli chłopcy, którzy udawali lokomotywę i jej dźwięki. Jak na dzisiejsze czasy, to trzeba przyznać, że taka zabawa młodzieży jest bardzo sympatyczna. Jeżeli chodzi, jednak o tamten okres, to i tak tą zabawę przerwał milicjant, który powiedział do młodzieży: „przepraszam bardzo, czy państwo wiedzą, która jest godzina?” W taki sposób - bardzo kulturalnie, milicjant odezwał się do młodych ludzi, zwracając uwagę na późną godzinę.
Drugie wspomnienie dotyczy prywatek, które najczęściej p. Fengler wraz ze swoją „paczką”, organizowali w jednym z domów swojej koleżanki na Rynku w Gniewkowie. Pani Stanisława wspominała, że w trakcie takiej prywatki m. in. grało się na fortepianie, puszczało muzykę z adaptera, grało się w karty, a nawet popularne były tańce... z miotłą.
Przejdźmy jednak do tych trudniejszych wspomnień pani Fengler.
Na początek warto zaznaczyć, że rodzina pani Fengler zajmowała się kupiectwem. Ojciec p. Stanisławy – Józef Fengler urodził się w 1894 roku. Moja rozmówczyni podkreśliła, że tyle metrów ma właśnie... Giewont. Zarówno pan Józef, jak i jego liczne rodzeństwo, należało do Sokoła w Gniewkowie, w którym piastowali różne ważne stanowiska.
Kolejnym ważnym faktem w życiorysie dziadka Wacława Fenglera i jego synów(w tym Józefa), było to, że walczyli w Powstaniu Wielkopolskim.
Kiedy wybuchła II Wojna Światowa, to Józef Fengler wraz ze swoją żoną Rozalią byli kandydatami do wysiedlenia, gdyż wśród ludności pamiętano fakt walki w Powstaniu i „pomoc sąsiedzka” musiała donieść o tym fakcie. I tak się stało. Rodzina została wysiedlona. Rodzina została wysiedlona w roku 1940. Józef wraz ze swoją rodziną mieszkał w czworakach i pracował w polu, w majątku niedaleko Pruchnika.
Z tego okresu moja rozmówczyni, przywołała kilka wspomnień. Już pod koniec pobytu w tym miejscu, odbywała się „uroczystość choinkowa” dla dzieci, w związku z okresem Bożego Narodzenia. W tym czasie nastąpił napad na majątek ziemski band UPA. Ludzi zamknięto w kuchni wiejskiej. Bano się o swoje życie a dzieci bardzo płakały. Skończyło się tylko na tym, że okradziono właściciela majątku, a wszystkich wypuszczono. Co warte podkreślenia, to po odejściu napastników, „uroczystość choinkowa” została dokończona.
Następne wspomnienie jest bardzo smutne, gdyż dotyczy małej siostrzyczki pani Stanisławy, która miała na imię Czesława. Mała Czesia miała tylko 3 latka, kiedy zachorowała na dyfteryt. Niestety nie można było uzyskać odpowiedniej pomocy zdrowotnej i mała Czesia umarła i została pochowana „na wygnaniu”. Jak to podkreśliła moja rozmówczyni, że w ten sposób stała się jedynaczką.
W 1944 roku Józefem Fenglerem zainteresowało się NKWD. W wyniku tego, został wywieziony na Syberię, gdzie przebywał przez rok, pracując w kopalni.
Rodzina bez pana Józefa powróciła do Gniewkowa. Nie było właściwie do czego tutaj powracać, gdyż majątek pozostał rozkradziony. Dlatego zamieszkano w Toruniu u krewnych. Tam mała Stasia zaczęła chodzić do szkoły. W ciągu dwóch miesięcy „zwiedziła” trzy budynki szkolne. Kiedyś dziadek Stasi przyszedł do szkoły, z jakimś mocno zarośniętym mężczyzną. Okazało się, że Stasia nie poznała swojego ojca Józefa Fenglera.
Po powrocie do Gniewkowa pani Stanisława trafiła do ochronki(przedszkola), prowadzonej przez Siostry Zakonne.
Po wojnie przez 3 lata, rodzice pani Fengler, znowu prowadzili sklep. Niestety nowy ustrój likwidował własność prywatną. Pan Józef najpierw zaczął pracować, jako księgowy w PGR Lipie. Następnie do emerytury pracował, jako magazynier w „Woskochemii” w Gniewkowie.
Na koniec chciałbym przywołać jeszcze trzy wspomnienia pani Fengler.
Moja rozmówczyni wspomniała, że mimo ciężkich przeżyć na Syberii, jej ojciec tak mile wspominał zwykłych ludzi tam mieszkających, że aż nauczył się z tego powodu... języka rosyjskiego.
Drugie wspomnienie dotyczy troski, jaką rodzice obdarzali małą Stasię. Aby chronić ją przed smutkami życia dorosłych ludzi, to o trudnych sprawach rozmawiano przy Stasi w języku niemieckim. Stasia oczywiście nic nie rozumiała,dlatego z nerwów zaczynała na głos wypowiadać wszystkie wyrazy, jakie znała z... języka rosyjskiego.
Ostatnie wspomnienie dotyczy tego, jak pani Fengler została ciepło przyjęta, kiedy po latach powróciła w miejsca wygnania. Jedna z kobiet, która poznała Stasię, gdy była jeszcze mała, kiedy pani Stanisława tam wróciła, jako dorosła kobieta, to z emocji wykrzyknęła: „jojka Miluszka przyjechała”.
Dzisiaj pani Stanisława Emilia Fengler, jest nadal bardzo aktywną osobą, mimo że – jak sama mówi, zdrowie już nie te. Dobrze, że są wśród nas nadal takie osoby, które mogą się podzielić historią swojego życia. Takie opowieści mogą dać nam wiele do myślenia, kiedy narzekamy na nasze życie. Może jednak często narzekamy na wyrost?
Na zdjęciach:
- „paczka przyjaciół”: czwarta od prawej p. Stanisława Emilia Fengler, w środku na dole moja mama Daniela Rolirad,
- sklep w Gniewkowie, prowadzony przez rodzinę Fengler: dziadkowie(Stanisława i Wacław) oraz ojciec (Józef) pani Stanisławy Emilii Fengler,
- siostry Czesia (stoi) oraz Stasia Emilka Fengler.
Krzysztof Rolirad